Hotel z pewnością zasługuje na miano jednego z najlepszych na kenijskim wybrzeżu. Kameralny, z jednym budynkiem głównym (widok na ogród) i kilkunastoma bungalowami i chatkami przy plaży z pięknymi widokami na wschody słońca. Pokoje w stylu kolonialnym, stylowe, cudnie pachnące lokalne mydła i płyny do kąpieli. Basen nieduży, ale miejscami głęboki, optymalny do testów sprzętu do nurkowania. Plaża wspaniała, piasek pudrowy, krabiki nienachalne, woda w oceanie gorąca, najlepsza do kąpieli do południa, po południu ma blisko 30 st. C. Kuchnia przepyszna - podczas naszego pobytu tylko a'la carte: śródziemnomorska, japońska i lokalna. Najskromniejsze są śniadania, ale jajko po benedyktyńsku lux. Obsługa na wysokim poziomie i liczna, nawet przy mniejszej liczbie gości. Hotel przywiązuje bardzo uwagę do ochrony środowiska: starają się recyklingować co się da: z butelek po napojach budują ściany zabudowań gospodarskich, dbają o czystość plaży, zachęcając do tego także gości, mają własną farmę ekologiczną, którą też warto zobaczyć. Otoczony resztką starego lasu nadmorskiego jest siedliskiem różnych ptaków i małp, które często goszczą na terenie hotelu, będąc dodatkową atrakcją. Słowem pobyt w Sands at Nomad niezwykle udany, hotel warty zarekomendowania każdemu, kto ma ochotę skosztować odrobiny luksusu i odpocząć po nużących safari.