Gość
4 października 2024 r.
Nie jest to zły hotel. Całkiem czysto, łóżko było wygodne, były trzy gniazdka, wszystkie działające. Przyzwoite oświetlenie, jest światło górne, rozproszone światło boczne i jasne światło kierunkowe. Jest klimatyzacja, ale kiedy odwiedziłem, nie była ona potrzebna. Okno się otwiera, można przewietrzyć pomieszczenie. Jest telewizor, ale tak naprawdę nie ma co oglądać. Nie ma miejsca na ubrania, malutki stojak, ale nie ma drążka na wieszaki, po co mu to, zajmuje tylko przestrzeń, która jest już tak mała.
Łazienka jest równie malutka. Umywalka przy wejściu – nie da się dokładnie umyć twarzy, dłonie nie mieszczą się. Mimo, że wszystko zostało zaaranżowane kompetentnie i profesjonalnie, miejsca było za mało. Do wejścia służy karta-klucz, ale także służy do włączania prądu. Nie było żadnych problemów, jak to czasem bywa. Była winda i działała dobrze. Personel nie jest nachalny, ale poprosili o wymeldowanie godzinę później i nie odmówiono im. Nie zauważyłem specjalnego sprzątania w pokoju, ale śmieci były regularnie wynoszone, a łóżko wyprostowane, chociaż dla mnie jest to niepotrzebne.
Lokalizacja całkiem mi odpowiadała. Nie jest to wcale centrum, ale wyjście z metra znajduje się tuż pod oknami, a niedaleko są też autobusy i tramwaje. Ludzie kręcący się przed McDonald's budzą oczywiście wątpliwości, ale nie sprawili mi żadnego kłopotu.
Hotel uzyskałby ode mnie wyższą ocenę, gdyby nie jedna rzecz: w ciągu trzech dni zmiażdżono dwa karaluchy. Trzeba coś z tym zrobić.
Pierwotny tekstPrzetłumaczono w usłudze Google