Hotel „Grand Kapitan” w Ustroniu Morskim (dawniej Henkenhagen) koło Kolberga w Polsce ma dobrą lokalizację nieco z dala od centrum miasta i blisko plaży (300 metrów). Ale moim zdaniem nie zasługuje na 4 gwiazdki, na które zasługuje. Powierzchnia restauracji jest o wiele za wąska, gdy jest ruchliwa i ma charakter schroniska młodzieżowego, jedzenie jest często monotonne, ciężkie z kiełbasą i niezbyt smaczne (brakuje pikanterii i kopa). W zależności od personelu, personel jest czasem przyjazny i pomocny, czasem bezinteresowny. A obecnie (wrzesień 2023) trwa duży (związany z hałasem) plac budowy kolejnego hotelu w okolicy plaży tuż przy hotelowym tarasie restauracyjnym. Wiedząc o tym, nie dokonałbym tam rezerwacji. Nasz pokój (nr 310) na trzecim piętrze był wyposażony w podwójne łóżko (z plastikową prześcieradłem (inkontynencja?), stół, 2 krzesła, biurko, małą lodówkę, telewizor z niemieckimi kanałami, telefon, ekspres do kawy (bez kapsułek) gotowe do ręki) i podłogę wyłożoną czerwoną wykładziną. Balkon ze stołem i krzesłami z widokiem na park wspinaczkowy, z którego nie korzystaliśmy od dobrych 3 lat. Dwie windy na wyższe piętra działały zaskakująco dobrze. Łazienka była wąska kabina prysznicowa, toaleta, umywalka, lustro, suszarka do włosów i kostka mydła. Było czysto. Zarezerwowaliśmy ofertę na 5 dni z pełnym wyżywieniem plus przez Lidla. Plus oznaczał, że do obiadu był napój (napoj gazowany, piwo lub wino). Do wszystkich posiłków można było bezpłatnie pobrać wodę z lodówki. Jedzenie przez cały dzień było dość monotonne i rzadko smaczne. Na śniadanie raczej miękkie bułki, tosty, gotowe naleśniki, dżemy, sery, jajka, wodniste soki, kawa (tylko powolna maszyna), herbata w torebkach i duży wybór wędlin. Dostępny był także jogurt oraz jabłka i gruszki. Obiad był raczej ubogi, a na kolację w formie „bufetu” co wieczór była kapusta (zawsze przygotowana trochę inaczej), udka z kurczaka, często klopsiki i coś w rodzaju boczku wieprzowego (bardzo tłustego). Była też zupa na przystawkę (wolałam jej nie jeść), chłodnik i małe kawałki ciasta na deser (też zawsze podobne). Byliśmy pełni, ale brakowało mu pikanterii i trochę większej różnorodności. Musiałeś sam sprzątnąć ze stołu. Jeśli ktoś chciał dostać drugą porcję, kilku gości często musiało wstać lub podsunąć krzesła, aby móc przedostać się przez ciasne miejsca w jadalni. „Bar” reklamowany w broszurze turystycznej okazał się lodówką z napojami w jadalni… Podobno od początku roku obok hotelu buduje się kolejny, większy hotel. A po przekątnej po drugiej stronie ulicy znajduje się kolejny hotel. Hałas budowy słychać było już od godziny 7:00 w dni powszednie - szczególnie w jadalni, która sąsiaduje bezpośrednio z placem budowy. Kiedy chciałem zjeść lunch na tarasie restauracji na świeżym powietrzu, gdy pogoda była ładna, latały ptaki
Pierwotny tekstPrzetłumaczono w usłudze Google